To miała być wspaniała morska przygoda... Słońce, wiatr we włosach, spienione wody Bałtyku i my, żeglujący na falach... (niczym Pan Maluśkiewicz w łupince orzecha 🤪). Taaak... tego dnia morze było wyjątkowo wzburzone. Statek nasz wznosił się i opadał z impetem w granatowe, bezkresne czeluści. Oglądanie tego żywiołu z dziobu łajby, nie było najlepszym pomysłem... Żołądek tańczył z falami, a w głowie zaczęły roić się niepokojące myśli. Czy w razie nieszczęśliwego wypadku, mamy jakąkolwiek szansę na przeżycie??? Nie wydaje mi się!!! Do brzegu były ze 3 km kotłującej się wody!!! Oczami wyobraźni widziałam już, jak nasz Latający Holender, staje się Nurkującym Wrakiem!!! W górę i w dół... w górę i w dół... fala mdłości uwolniła mnie od czarnych myśli!!! Resztę wycieczki spędziłam w toalecie, walcząc... z innym żywiołem 😂.
Tak więc... tym razem (dla odmiany 😉) sesyjkę zrobiliśmy z dala od morza!!! Słońce i wiatr we włosach wciąż były mile widziane 😂!!!