Tegoroczne wakacje spędziłyśmy na wsi, w moim rodzinnym Skowronnie. To były wspaniałe trzy tygodnie błogiego lenistwa na łonie natury, które po raz kolejny pokazały mi, jak niewiele potrzeba dzieciom do szczęścia. Czy słońce, czy deszcz dziewczyny baraszkowały po podwórku zasypując mnie lawiną pytań!!! Dziadek zrobił nam niemałą niespodziankę, przygarniając łaciatego szczeniaczka. Zosia nazwała go Pimpkiem (choć mi ten słodziak bardziej przypomina Reksia ;)). Piesek stał się pupilem dzieci. W stodole były też małe kotki, ale płochliwe dzikusy nie dały mi się sfotografować :). Hanka za to, urządzała tam... brykanie na sianie ;D!!! Gdy padało były cudowne kałuże, gdy żar lał się z nieba chłodziłyśmy się w basenie. Rowerki, błocko, spacery, świeże owoce i warzywa... sielanka od świtu do zmierzchu...