Nie sądziłam, że dożyje kiedyś chwili, kiedy nie będzie mi się chciało iść w góry!!! Po dwóch intensywnych dniach w Górach Bardzkich, Sowich, Złotych i Bialskich byłam tak obolała, że na samą myśl o kolejnej wycieczce, robiło mi się słabo ;). Michał też nie palił się do włóczęgi. Postanowiliśmy więc zmienić nieco nasze plany i wracając do domu, zatrzymać się nad jakimś jeziorem :). Przed przeznaczeniem jednak nie uciekniesz ;)!!!
Chwilę po wyjechaniu ze Srebrnej Góry, zaczęła nam majaczyć na horyzoncie Ślęża. Choć byliśmy już na niej z Misiem, w trakcie naszej podróży przedślubnej ;), jej moc przyciągała nas jak magnes!!! Nie sposób było się oprzeć!!! Pojechaliśmy więc na Przełęcz Tąpadła i stamtąd, najprostszym z możliwych, żółtym szlakiem weszliśmy na Ślężę. Co dziwne, wcześniejsze zmęczenie gdzieś zniknęło. Wstąpiły we mnie nowe siły, a na gębie pojawił się banan szczęścia :D!!!
Jak się później okazało, Święta Góra Prasłowian miała swoje powody, aby nas wzywać. Za pierwszym razem nie osiągnęliśmy właściwego szczytu!!! Rozległa polana z kościołem i Domem Turysty, to jeszcze nie koniec wspinaczki, choć daleko już nie jest :). Kamienisty szczyt z wieżą widokową znajduje się kilkadziesiąt metrów za kościółkiem.
Szczyt Ślęży (718 m n.p.m.)
Kamienny niedźwiedź - starożytna rzeźba kultowa
Wakacyjny luz: koszulka - H&M, szorty - sh + moja radosna twórczość ;)
Starożytny wał kultowy